«

»

gru 16 2014

Czas powszedni i świąteczny w ziemiańskim dworze na przełomie XIX i XX wieku

cz. 1.

Życie we dworze, rytm dnia uzależniony był przede wszystkim od pór roku. Każda rodzina ziemiańska spędzała dzień w określony sposób. Takie dzienne „harmonogramy” różniły się między sobą, można jednak zaobserwować pewne podobieństwa. Oczywiście elementem zasadniczo różnicującym porządek dnia był stan posiadania rodziny. Ziemianie o arystokratycznym pochodzeniu, mający w swoim ręku większe majątki mogli oddawać się pracy społecznej, częściej mogli pozwolić sobie na różnego rodzaju rozrywki. Ziemianki niejednokrotnie włączały się w pracę oświatową i kulturalną.[1] Ziemianie mogli oddawać się swoim hobby, jak np. polowania. Konstanty Rostworowski w swoich wspomnieniach ukazuje plan dnia jego matki i ojczyma Stefana. Dzień taki wyglądał następująco. Ojczym Konstantego wstawał pierwszy około godziny piątej, szóstej rano. Udawał się na podwórze, często w towarzystwie psa – Azy. Pilnował rozdysponowania ludzi, wysyłki mleka. Około godziny ósmej wracał do dworu, aby zjeść razem z małżonką śniadanie. Potem, za wyjątkiem zimy, udawał się w pole, aby doglądać prac. Obiad jadano w Gałęzowie około godziny 12. Następnie matka i ojczym Konstantego udawali się razem na pola by zbadać stan postępu prac. Wieczorem odbywała się „dyspozycja” – omawianie trudności, które pojawiły się w ciągu dnia i próba ich rozwiązania, takie konferencje trwały około 2 godzin, choć czasem potrafiły się przeciągnąć do późnego wieczora, były także dobrym momentem do wymiany miejscowych plotek. Owe dyspozycje wiosną, latem i jesienią odbywały się około godziny dziewiętnastej, czyli po zakończeniu prac. W zimie o godzinie szesnastej. Pory roku sankcjonowały również godziny pracy. Wiosną, latem i jesienią, dzień pracy zaczynał się o siódmej, po czym od dwunastej do czternastej była przerwa obiadowa, a od czternastej pracowano do osiemnastej. W okresie późnej jesieni i zimy tak od 15 października do 15 lutego pracowano od ósmej do czternastej, czyli do przerwy obiadowej. Wiązało się to zapewne z dwiema kwestiami. Po pierwsze w okresie zimowym wcześniej robiło się ciemno, co w przypadku prac gospodarskich utrudniało ich wykonywanie, po drugie, w okresie zimowym nie było tak dużej ilości prac. Zarówno dziedzic jak i dziedziczka dworu w Gałęzowie byli osobami skromnymi i wymagającymi. Ubierali się starannie, ale bez ekstrawagancji. Dziedzic był człowiekiem wymagającym od pracowników rzetelności i dokładności w wykonywaniu powierzonych prac. Jak pisze Rostworowski: Kochał swój zawód i był zamiłowanym rolnikiem, jego hobby to: polowanie, czytanie fachowej literatury oraz, o dziwo, robienie rękawiczek na drutach. Matka autora wspomnień po śniadaniu zagłębiała się w rachunki i kwity, które prowadziła bardzo skrupulatnie, to ona zajmowała się wypłatami dla pracowników, pilnowała by wszystko było dostarczone na czas. Uwielbiała konie i w każdej wolnej chwili, przebywała w ich towarzystwie. Była świetnym myśliwym, uczestniczyła w polowaniach, doskonale jeździła konno. Wieczorami robiła skarpetki na drutach. W zakres jej zajęć wchodziło także dbanie o higienę i sprawy sanitarne majątku. Prowadziła domową apteczkę pierwszej pomocy, niejednokrotnie zdarzało się, że udawała się do mieszkań pracowników majątku w celu wykonania zastrzyku bądź opatrunku. W lecie uwielbiała zażywać kąpieli. Świetnie tańczyła. Była brydżystką z zamiłowania. Co ciekawe jak jej mąż paliła papierosy.[2]

Pani domu rozdzielała więc pracę między służbę, prowadziła narady z kucharzem, dysponowała codzienne menu, gromadziła zapasy, zajmowała się domową apteczką, doglądała dzieci, szyła i dziergała ręczne robótki i oczywiście musiała być zawsze gotowa na przyjęcie gości.[3]

W rodzinach ziemiańskich, jak można było wcześniej zauważyć, pory posiłków uzależnione były od harmonogramu zajęć pana domu, wszyscy zaś domownicy musieli się do niego dostosować. Czas zasiadania do stołu nie był jednolity, ani terytorialnie, ani środowiskowo. Zazwyczaj wszystko zależało od tradycji wykształconej w danej rodzinie. Gospodarz spożywał śniadanie samotnie lub w towarzystwie żony, wcześnie rano przed podjęciem swoich obowiązków, pozostali domownicy jedli później. Jeżeli jednak pan domu nie prowadził zbyt intensywnego trybu życia wtedy domownicy spożywali śniadanie razem. Często był to posiłek spożywany na gorąco, podawano tu np. polewkę, naleśniki, jakieś danie mięsne. O ile śniadanie było posiłkiem dość luźnym i nieobecność na nim była dopuszczalna, o tyle obiad był najważniejszym posiłkiem dnia i obecność na nim była obowiązkowa. Spożywano go najczęściej około południa. Jedynie sytuacje wyjątkowe, jak choroba, czy wyjazd zwalniał z obowiązku czekania z obiadem na głowę rodziny, w innych sytuacjach domownicy musieli wykazać się cierpliwością. Do rozpoczęcia obiadu dawali znak gospodarze. Zasiadali oni na honorowych miejscach i to ich obsługiwano w pierwszej kolejności, jedynym wyjątkiem była sytuacja, gdy we dworze znajdowali się goście, wtedy to im przysługiwało pierwszeństwo. Dzieci jadały oddzielnie, przy innym stole lub w kuchni. Spowodowane to było brakiem obycia i nieumiejętnością wprawnego posługiwania się sztućcami. Dzieci nie mogły grymasić, często takie wybryki były zwalczane dość drastycznie Mnie […] mama zmuszała do jedzenia znienawidzonej zupy piwnej i starym drakońskim obyczajem, gdy nie chciałam jej jeść na obiad, podawano mi ją na kolację i nic poza tym.[4] Wspominała Magdalena Samozwaniec. Im zamożniejsze domy ziemiańskie tym większą wagę przywiązywano do estetyki stołu i potraw. Służyły temu białe obrusy, kwiaty w wazonach, patery z owocami, ale przede wszystkim eleganckie, niekiedy kilkudziesięcioelementowe serwisy stołowe. Biegłość w posługiwaniu się sztućcami, umiejętność dopasowania akcesoriów do poszczególnych potraw świadczyła o obyciu i dobrym wychowaniu.[5]

Święta i czas je poprzedzający były okresem, gdy zwykły rytm dnia był zmieniany. Oddawano się drobiazgowym przygotowaniom. Adwent poprzedzał Gody, czyli okres świąt Bożego Narodzenia. W tym czasie wierni przystępowali do sakramentów świętych i zachowywali posty. Chodzono także na roraty – Msze święte na cześć Najświętszej Maryi Panny. Z dniem św. Barbary (4 grudnia) związane były wróżby dotyczące pogody, m.in. świątecznej. Ponieważ dni były krótkie, wieczory spędzano najczęściej razem w salonie przy kominku, bibliotece lub jadalni, powodem tego był fakt, że bardzo często inne pomieszczenia we dworze były nieogrzewane. Monotonię jesiennych i zimowych wieczorów urozmaicano lekturą, czytano po polsku, ale i po francusku, niemiecku czy angielsku, kobiety oddawały się szydełkowaniu, haftowaniu lub innym drobnym robótkom. Czasami panie grywały na fortepianie, a zdarzało się, że śpiewały. W mroźne zimowe dni organizowano przejażdżki saniami oraz polowano. Sezon polowań otwierano 3 listopada w dniu św. Huberta i od tego momentu rozpoczynały się organizowane w różnych majątkach polowania.[6] W Gałęzowie takie tradycyjne polowanie na zające odbywało się rankiem w Wigilię. Upolowane zające częściowo były rozdawane uczestnikom polowania, część trafiała do dworu, a część sprzedawano.[7]

Przygotowania świąteczne trwały mniej więcej od początku grudnia. W ramach tych przygotowań mieścił się wyjazd do miasta na świąteczne zakupy. Kupowano wówczas m.in. słodycze i bakalie, których spożywanie było często świątecznym przywilejem. Zdarzało się, że dokonywano w miejskich cukierniach zakupu niektórych wypieków jak np. pierniki. W mieście dokonywano także zakupu prezentów, materiałów do wykonania ozdób choinkowych albo gotowych ozdób. Przygotowywanie ozdób na choinkę było drugą ważną czynnością poprzedzającą święta. W Polsce na choince wieszano dużo ozdób jadalnych jak: jabłka, pierniki, orzechy, cukierki, czekoladki, marcepanki, itp. Pozostałe ozdoby były własnej roboty. Najczęściej wykonywały je dzieci same lub z pomocą dorosłych. Przygotowaniem prezentów zajmowała się najczęściej pani domu, mająca kogoś do pomocy. Prezenty przygotowywano nie tylko dla domowników, ale i dla służby, pracowników majątku, klasztorów, ludzi biednych. Do osób bliskich, których nie spodziewano się widzieć wysyłano karty pocztowe, rzadziej listy. Otrzymane karty pocztowe, o ile nie były prywatną korespondencją do jednej osoby czytano głośno po obiedzie. Zwyczaj taki praktykowano także przy okazji Wielkanocy, imienin, rocznic ślubów itp.[8]

Kilka dni przed Wigilią rozpoczynały się przygotowania kulinarne. Odpowiedzialnym za nie był zatrudniony w majątku kucharz bądź kucharka, ale do pani domu należała ostateczna decyzja odnośnie menu. W ramach tych przygotowań odbywało się świniobicie i przerób mięsa, pieczono ciasta, sporządzano potrawy z ryb. Niektóre majątki, jak np. Gałęzów posiadały własne stawy rybne, organizowano wtedy przedświąteczne połowy.[9]

Kolejnym etapem świątecznych przygotowań były porządki, zajmowała się tym z reguły służba. W Wigilię lub troszkę wcześniej wybierano się do lasu po choinkę, ustawiano ją w salonie lub innym pomieszczeniu zamkniętym na klucz, by nie widziały jej dzieci. Najczęściej było to duże, gęste drzewko. Tak opisywał to Konstanty Rostworowski Na dwa dni przed Gwiazdką udawaliśmy się do „zagajnika” po choinkę i jako chłopiec zawsze towarzyszyłem Stefanowi, który wybierał wysoki, najdorodniejszy świerk. Później jeździłem sam, wybierając zawsze najładniejsze drzewko. Choinkę zaraz po przywiezieniu obsadzano na stojaku i przystępowano do jej ubierania. Wykonywały to przeważnie panie, ale i my, chłopcy, staraliśmy się pomóc w miarę możliwości. Najpierw zawieszano na szczycie drzewka olbrzymią gwiazdę […] Zawieszano różne ozdoby: pozłacane orzechy, anioły, jabłka, ognie bengalskie oraz świeczki woskowe.[10] Rolę choinki mógł pełnić świerk, jodła lub sosna. Wszystko zależało od regionu, bądź osobistych preferencji. Na święta do rodzinnych majątków zjeżdżała się młodzież ucząca się w szkołach i na uniwersytetach. Przyjeżdżali także zaproszeni goście, najczęściej osoby należące do rodziny.[11]

Jak już wcześniej wspominano niejednokrotnie w majątkach ziemskich w Wigilijne poranki odbywały się polowania. Uczestniczyli w nich panowie i dorastający chłopcy. Oprócz tradycji była też inna przyczyna organizowania takich polowań, panie wolały, aby mężowie nie przeszkadzali im w ostatnich przygotowaniach. Choć czasami zdarzało się, że panie domu zostawiając przygotowania pod okiem kucharza bądź kucharki, same udawały się na polowanie, umiejętnościami nie ustępując wcale panom.[12]

612dc344d6f00d1757d890d7dd4b7813,2,0Do Wigilii siadano wieczorem. Wcześniej przebierano się w uroczyste stroje wieczorowe. W tym czasie służba przygotowywała stół do wieczerzy. Wieczerza wigilijna odbywała się w jadalni lub specjalnie do tego przygotowanym pomieszczeniu. W rogach pokoju, gdzie miała się odbywać, stawiano często snopki niemłóconego zboża, przewiązane powrósłami. W zależności od zwyczajów panujących w domu, stawiano je w czterech, dwóch, bądź jednym rogu pokoju. W niektórych dworach na przełomie wieków zwyczaj ten zanikał albo nie był w ogóle praktykowany. Na stole, który ze względu na dużą ilość gości i potraw najczęściej był bardzo długi, zazwyczaj kładziono siano i dopiero tak przygotowany stół nakrywano białym obrusem. Tak Wigilię wspomina Konstanty Rostworowski: O godzinie osiemnastej siadano do Wilii. Stół był nakryty białym obrusem, pod nim jak zwykle rzadko rozrzucone pachnące siano. W czasie kolacji ciągnięto źdźbła i z nich wróżono swój los. […] W czterech rogach stołowego umieszczano cztery snopy zbóż. Jedno miejsce przy stole musiało być obowiązkowo wolne dla nieoczekiwanego gościa. Przed jedzeniem łamano się opłatkiem, życząc sobie wszystkiego co najlepsze.[13] 7833c420ff63dc4d649552132e94ec56,2,0Do wieczerzy zsiadano po zmroku, niejednokrotnie oczekując na pojawienie się pierwszej gwiazdki. Przed łamaniem się opłatkiem czytano fragment Ewangelii św. Łukasza o narodzinach Jezusa. Potem zasiadano do stołu, każdy miał wyznaczone miejsce. U szczytu stołu, znajdowało się miejsce honorowe, na którym, inaczej niż zwykle, zasiadała najstarsza w rodzinie kobieta, babcia lub matka, choć zdarzało się, że była to najstarsza córka, kolejne miejsca zajmowali goście, także według hierarchii.[14]

Wigilia była posiłkiem postnym, jednak bardzo urozmaiconym. Liczba potraw wahała się od siedmiu do dwunastu, czasami było ich jednak więcej, zależało to przede wszystkim od zamożności danej rodziny. Potrawy były różne jednak, ze względu na tradycję można wymienić pewne ich rodzaje, które na Wigilijnym stole pojawiały się zawsze, mianowicie: zupy, potrawy z ryb i kompot z suszu. Różnice wynikały z różnorodności składników i sposobów ich przyrządzania. Jeżeli chodzi o zupy to w ziemiańskich domach najczęściej podawane były następujące: zupa grzybowa, rybna, migdałowa lub barszcz czerwony. Największą popularnością cieszył się barszcz czerwony. Zdarzało się niejednokrotnie, że podawano jedną, dwie lub więcej zup, do wyboru. Wszędzie przygotowywano dania rybne, ryby w galarecie, smażone, gotowane, pieczone, w sosach z najprzeróżniejszymi dodatkami. Do picia serwowano najczęściej kompot z suszonych owoców. Były też potrawy nawiązujące do tradycji przedchrześcijańskich, jak np. kutia. BN1a1Wypiekano ciasta, ale nie były one tak urozmaicone jak na Wielkanoc, dominowały pochodzące z Niemiec pierniki oraz makowce. Następnie podawano, nie zaliczane już do potraw bakalie i owoce. Pojawiały się też różne alkohole, których w zasobnych piwniczkach dworów nie brakowało. Pito także herbatę lub czarną kawę. Bardzo często zdarzało się, że na ciasta i napoje przechodzono do salonu bądź pomieszczenia gdzie stała choinka. Następowało wtedy albo zaraz po odśpiewaniu kolęd wręczanie prezentów. Najczęściej leżały one pod choinką lub ewentualnie były przynoszone przez kogoś przebranego za św. Mikołaja.[15]

Kolejnym elementem była Pasterka. Tak wspomina to Konstanty Rostworowski: Na pół godziny przed północą udawaliśmy się pieszo na Pasterkę do Woli Gałęzowskiej. Przedtem, jak nie było kościoła w Woli, jeździliśmy do Bychawy. Śniegu przeważnie było moc. Szło się w czarnych lakierkach i nieraz trzeba było uważać, żeby sobie do nich nie nasypać śniegu. Już na kilometr od kościoła słychać było śpiewane kolędy.[16] Litewska_sannaW zależności od odległości do kościoła, udawano się tam pieszo, saniami, powozem lub karetą. Czasami jednak, dotarcie do kościoła było niemożliwe. W pierwszy i drugi dzień świąt także odprawiano msze święte, w których ziemiaństwo w miarę możliwości starało się uczestniczyć. W ogóle okres do święta Trzech Króli był czasem odwiedzin i zabaw. Urządzano kuligi, zabawy, a czasami nawet drugie po wigilijnych polowania. W tym okresie do dworu, począwszy od wieczoru wigilijnego przychodzili kolędnicy. Pochodzili oni zazwyczaj z biednych rodzin i w ten sposób zbierali pieniądze i świąteczne jedzenie. Przychodzili z szopką, z żywymi zwierzętami lub z maszkarami zwierzęcymi (turoń, konik, bocian, koza). W okresie świątecznym bywał we dworze z wizytą „po kolędzie” ksiądz proboszcz lub jego wikariusz. Na okres poświąteczny przypadał karnawał, dawniej zwany zapustami, trwał on do Środy Popielcowej, wraz z nią nastawał okres Wielkiego Postu.[17]

 

Dominika Lipska

 

 


 

1. – A. Koprukowniak, Arystokratki a wieś lubelska w połowie XIX wieku, w: A. Koprukowniak, Ziemiaństwo Lubelszczyzny i Podlasia w XIX i XX wieku. Wybór prac z lat 1974-2005 wydany na jubileusz 75-lecia urodzin Autora, Radzyń Podlaski-Lublin 2005, s. 205 i n.

2. – K. Rostworowski, Zmierzch Gałęzowa, Norbertinum, Lublin 2007, s.82 i n.

3. – E. Kowecka, W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w., PIW, Warszawa 1989, s.24.

4. – M. Samozwaniec, Jak się jadało w domu Kossaków, w: M. Berezowska, S.T. Przypkowscy, M. Samozwaniec, Łyżka za cholewą a widelec na stole. Mała kulinarna silva rerum., Kraków 1977, s.63.

5.Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, pod red. A.Chwalby, PWN, Warszawa 2006., s. 268 i n.

6. – T.A. Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy w kręgu ziemiaństwa polskiego w drugiej połowie XIX i pierwszej połowie XX wieku, Neriton, Warszawa 2006, s.22 i n.

7. – K. Rostworowski, dz. cyt., s.75 i n.

8. – T.A. Pruszak, dz. cyt., s.26 i n.

9. – Tamże, s. 40.

10. – K. Rostworowski, dz. cyt., 74 i n.

11. – T.A. Pruszak, dz. cyt., s. 41 i n.

12. – K. Rostworowski, dz. cyt., s.75.

13. – Tamże, s.77 i n.

14. – T.A. Pruszak, dz. cyt., s. 72 i n.

15. – Tamże, s. 81-113.

16. – K. Rostworowski, dz. cyt., s.78.

17. – T.A. Pruszak, dz. cyt., s.113 i n.

(Visited 2 055 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć tych znaczników i atrybutów HTMLa: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>