Przypadający 21 stycznia Dzień Babci skojarzył mi się z rekomendacją książki kucharskiej Lucyny Ćwierczakiewiczowej „365 obiadów). W wydaniu tej książki z 2004 roku – ponad 140 lat po jej pierwszym ukazaniu się na rynku – napisano, że autorka opierała się na wiedzy i doświadczeniu swojej babci i mamy.
Podkreślono, że każdy marzy o kuchennych zapachach z dzieciństwa i czuje smak niektórych potraw gotowanych przez babcie i mamy.
Poszukiwania tekstów na temat autorki i jej książek przyniosły efekt w postaci niniejszego wpisu. Zawiera on dwa teksty, wpis z wikipedii oraz polecenie książki o autorce, jej czasach i jej dziełach.
Współzałożycielka portalu „Ciekawostek historycznych” pani Aleksandra Zaprutko-Janicka, krakowska historyczka i publicystka opublikowała pod koniec minionego roku poniższy tekst:
Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Kobieta, która nauczyła Polki gotować
Nie było wówczas telewizji, ani radia, a paniom nie wypadało nawet samodzielnie jadać na mieście. Niełatwo było zdobyć sławę i status bestsellerowego pisarza. Lucyna Ćwierczakiewiczowa zdołała jednak zostać najprawdziwszą gwiazdą, wyprzedzającą o kilka długości nawet takich autorów jak Prus czy Sienkiewicz!
Nic nie zapowiada, że Lucyna von Bachman – urodzona w 1829 roku w Warszawie – zrobi jakąkolwiek karierę. Młodość ma zwyczajną. Jak wiele podobnych jej dziewcząt odbiera staranne domowe wykształcenie. Jego istotą nie jest wykładanie młodym pannom historii, geografii, czy matematyki. Zamiast tego dziewczęta uczą się konwersować po francusku i śpiewać arie operowe, a do tego pobierają lekcje malarstwa czy rysunku.
Jak pisze Marta Sztokfisz w książce „Pani od obiadów” matka Lucyny: daje jej sporo swobody, nie narzuca despotycznie swojego gustu ani sposobu życia, ale wymaga, by podobnie jak brat wieczorami w dni parzyste rozmawiała po niemiecku, a w nieparzyste po francusku. Inwestuje jednak nie w nią, lecz w Karola [starszego brata – przyp. AZJ].
Od chłopaka oczekuje się, że będzie w przyszłości pracować i zarabiać na życie. Lucyna ma zaś umieć dobrze zarządzać domowym gospodarstwem. To ostatnie jest – w oczach matki – nawet ważniejsze od znajomości języków i zasad kurtuazji.
Zmuszona przez matkę do gotowania
Początkowo Lucyna wcale jednak nie ma ochoty zajmować się domem. Do zainteresowania kuchnią zmusza ją rodzicielka. I to zmusza nad wyraz skutecznie.
Gdy na horyzoncie pojawia się kandydat do ręki dziewczyny, Franciszek Staszewski, nieletnia wówczas Lucyna jest w stanie oczarować i jego i jego rodzinę wystawnym obiadem. Co ciekawe, przyszła panna młoda bierze udział w rozmowach dotyczących ustaleń majątkowych, jakie zwykle odbywają się przed ślubem. Po zawarciu małżeństwa para wyjeżdża do majątku pod Pułtuskiem, a Lucyna zaczyna samodzielną karierę gospodyni.
Bardzo szybko daje o sobie znać jej wrodzony głód wiedzy. Od razu zaczyna interesować się wszystkim, co rośnie w jej gospodarstwie. Ogrody dworskie pełne warzyw, sady z soczystymi owocami, świeże mięso z własnego gospodarstwa i dostęp do dziczyzny dają jej szerokie pole do popisu. Młoda pani Staszewska bacznie obserwuje życie sąsiadów i zaczyna pilnie notować to, czego jest świadkiem. Widzi skrupulatnie prowadzone zeszyty wydatków, szczegółowe dyspozycje wydawane dla służby i przekazywane z pokolenia na pokolenie sprawdzone sposoby.
Na polu gospodarczym Lucyna radzi sobie doskonale, jednak jej małżeństwo sypie się z trzaskiem.
Mąż coraz mniej czasu spędza w domu, ciągle jeżdżąc do Warszawy w „interesach”. Staszewska zachodzi w ciążę, która na moment daje jej nadzieję na odbudowę związku. Niestety traci dziecko i wszelkie złudzenia. Pasmo nieustannych kłótni popycha ją do, niełatwej przecież w tej epoce, decyzji o rozwodzie.
Panie Prus, proszę zrecenzować moją książkę, a tu ma Pan wino
Ma dwadzieścia dwa lata, gdy kończy nieudane małżeństwo. Odzyskanie równowagi zajmuje jej sporo czasu, jednak znów wychodzi do ludzi i poznaje Stanisława Ćwierczakiewicza, statecznego urzędnika z biura paszportowego. Tym razem dopasowują się idealnie. W nim Lucyna znajdzie solidnego partnera na całe życie, o którego będzie się troszczyć, a który dla niej będzie najprawdziwszą kotwicą.
Małżonkowie mieszkają w rodzinnym domu Lucyny, gdzie coraz bardziej postarzała matka stopniowo oddaje ster rządów w jej ręce. Ćwierczakiewiczowa tymczasem rozkwita. Chadza na odczyty, zaprasza do siebie interesujących ludzi i nabiera coraz większej wprawy na polu kulinarnym. W towarzystwie słynie już z wybornych likierów, konfitur i marynat, a goście otrzymując zaproszenie do jej domu od razu zaczynają się cieszyć na wyśmienity posiłek, jaki ich czeka.
Wreszcie Ćwierczakiewiczowa podejmuje decyzję: swoje przepisy i porady wyda w formie książki! Na pierwszy nakład pożycza pieniądze od znajomego i przez długi czas obawia się, czy nie zostanie z wielkim długiem. Jest rok 1858, gdy na półki księgarń trafiają „Jedyne praktyczne przepisy konfitur, różnych marynat, wędlin, wódek, likierów, win owocowych, miodów oraz ciast”.
Długaśny tytuł nie odstrasza czytelników. Wbrew obawom przyszłej gwiazdy, nakład rozchodzi się szybko, a ona nie tylko zwraca dług znajomemu, ale jeszcze na całym ambarasie udaje jej się zarobić. Przed niemal trzydziestoletnią kobietą otwierają się zupełnie nowe perspektywy. Lucyna nie osiada jednak na laurach. W mieszkaniu szykuje sobie kącik do pracy i zasiada do przygotowania kolejnych publikacji.
Przepisy i porady Ćwierczakiewiczowej wprowadzają zupełnie nową jakość do polskiej kuchni. Autorka inspiruje się przepisami – rodzimymi i zagranicznymi – ale opracowuje je na nowatorski sposób. Przede wszystkim preferuje lekkie dania, które nie toną w nadmiarze tłuszczu i zawiesistych sosów.
W swoich poradach gospodarskich podkreśla, że równie ważny co potrawa jest sposób jej podania. Podpowiada także kobietom, że obiad wcale nie musi być drogi i wyszukany, by był smaczny.
W 1860 roku wydaje „365 obiadów za 5 złotych przez Autorkę Jedynych praktycznych przepisów Lucynę C.”. Ta książka na zawsze zmienia jej życie. I przynosi jej prawdziwą sławę.
Już wkrótce Lucyna jest na ustach wszystkich. Wydaje kolejne publikacje, na których zaczyna zarabiać coraz lepsze pieniądze. Jej nakłady dorównują najpoczytniejszym pisarzom epoki, co ironicznie komentuje w swoim felietonie Bolesław Prus, stwierdzając:
O czym u nas nie marzył Mickiewicz to zdobyła pani Ćwierczakiewicz.
Z kolei dramaturg Marian Gawalewicz pisze, że informacje o nakładach „365 obiadów” dosłownie go zgnębiły i upokorzyły, bo o podobnych liczbach nie mógł marzyć nawet w najśmielszych snach.
Lucyna prześciga, pod względem czytelniczego zainteresowania, nawet sławnego autora powieści przygodowych, Henryka Sienkiewicza.
Pojawia się też na warszawskich salonach, choć wszyscy boją się jej ciętego języka i drobnych (lub całkiem sporych) złośliwości.
Język niczym bicz
Gdy odwiedzi znajomych i zauważy gdzieś warstewkę kurzu potrafi zostawić w nim palcem autograf i po czasie zapytać gospodynię, czy znalazła jej „wizytówkę”. Tym niemniej w kwestiach marketingowych radzi sobie wyśmienicie. Jest najprawdziwszą pionierką rozpieszczania dziennikarzy. Gdy posyła kolejne książki do recenzji, dołącza do nich wiktuały ze swej spiżarni. Zachwycony nimi jest między innymi Bolesław Prus.
Jego komentarz do „Kolędy dla gospodyń” autorstwa Ćwierczakiewiczowej przytacza Marta Sztokfisz w książce „Pani od obiadów”:
Ktoś powiedział że do sakramentu małżeństwa potrzebne są następujące kwalifikacje: pełnoletność, wolna a nieprzymuszona wola i… „365 obiadów za pięć złotych”. Otóż jak obiady Ćwierczakiewiczowej stanowią integralną część małżeństwa i niezbędną umysłową przyprawę miodowych miesięcy, o ile epoka ta godzi się z umysłowością, tak „Kalendarze” wymienionej autorki są koniecznym składnikiem naszej literatury gwiazdkowej. Śnieg, post, opłatki nie dowodzą jeszcze bliskości Bożego Narodzenia. Dopiero gdy wyjdzie z druku „Kolęda dla gospodyń”, czujesz w powietrzu Wigilię.
Niczym król Stanisław August Poniatowski Lucyna Ćwierczakiewiczowa w swoim mieszkaniu w Warszawie zaczyna organizować obiady czwartkowe. Bywają u niej artyści, literaci, dziennikarze – wszyscy, którzy liczą się wśród warszawskiej śmietanki towarzyskiej. Jeden ze stałych bywalców tych przyjęć – cytowany w pracy „Lucyna Ćwierczakiewiczowa” autorstwa Jerzego Franke – wspomina:
Co tydzień biegły zaproszenia jak nakazy dla znajomych, a często nieznajomych, wzywając na łyżkę rosołu, na herbatę z niespodziankami, na słynne flaki garnuszkowe lub wieczory tańcujące. I cały świat bywał u pani Lucyny, lękając się obrazić ją odmową.
Jest tajemnicą poliszynela, że urażona Ćwierczakiewiczowa potrafi językiem łajać brutalniej niż rózgą. Przekonują się o tym „dziewczęta do towarzystwa”, których cały korowód przez lata przewija się przez jej domostwo. W 1899 roku w swoim „Kalendarzu” umieszcza tekst „Sylwetki moich panien do towarzystwa”, który prasa warszawska zgodnym chórem określa mianem paszkwilu. Kucharka co prawda nie wymienia dziewcząt z użyciem pełnego imienia i nazwiska, jednak nie ucieka przed podawaniem szczegółów pozwalających znającym je osobom bezbłędnie odgadnąć ich tożsamość.
O jednych pisze, że są złodziejkami, o kolejnych że brudasami, a o jeszcze innych, że są zwyczajnie głupie. Za te słowa spotyka Ćwierczakiewiczową prawdziwy lincz. Jest atakowana tak zaciekle, że wycofuje się z życia publicznego, zaprzestając publikowania książek. Nadal prowadzi tylko kącik porad w jednym z czasopism dla pań. Umiera 26 lutego 1901.
Źródła informacji:
- Franke J., Lucyna Ćwierciakiewiczowa, Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 31/1 (1992).
- Machowska M., „Jeden jest tylko Szekspir i jedna Ćwierczakiewiczowa”. Próba ukazania osoby Lucyny Ćwierczakiewiczowej w nowym świetle, „Vade Nobiscum”, T. X (2013).
- Sztokfisz M., Pani od obiadów, Wydawnictwo Literackie 2018.
Poznaj niezwykłą historię najlepszej polskiej kucharki:
Tekst można znaleźć na portalu „Ciekawostki historyczne”.
Aleksandra Zaprutko-Janicka, współzałożycielka „Ciekawostek historycznych”. Autorka ponad 200 artykułów popularnonaukowych. Autorka „Okupacji od kuchni” i „Piękna bez konserwantów”. W 2017 roku ukazała się jej najnowsza książka „Dwudziestolecie od kuchni. Kulinarna historia przedwojennej Polski”.
Natomiast Emilia Padoł, dziennikarka Onetu na początku 2019 roku opublikowała tekst na portalu Onet.
Przytaczamy go też poniżej.
„Herod jakich mało”. Jak Lucyna Ćwierczakiewiczowa rewolucjonizowała gospodarstwa domowe
W czasach, w których kobiety uczono przede wszystkim poruszania się z gracją, bycia miłą, łagodną i skromną, ona z siłą turą parła do sukcesu. Żeby go osiągnąć, nie potrzebowała żadnego mężczyzny – jedynie wiedzy, jak zrobić obiad. Kobietom powtarzała, że muszą być gotowe na wszystko i brać sprawy we własne ręce. Perfekcyjna pani domu i kuchenna rewolucjonistka, której osobowości nie pomieściłby dzisiaj chyba żaden ekran. Przed państwem: Ćwierczakiewiczowa.
- Lucyna Ćwierczakiewiczowa jest nazywana królową polskiej kuchni. Zdobyła gigantyczną popularność i spory majątek, publikując w 1860 roku kulinarny poradnik „365 obiadów za 5 złotych”
- Wydała też wiele poradników dotyczących prowadzenia gospodarstwa domowego i kobiecej przedsiębiorczości; pisała m.in. o higienie, zdrowym odżywaniu i kąpielach, upowszechniając rewolucyjne, jak na XIX wiek, praktyki
- „Oj, herod to jakich mało. Ruchliwa, krzykliwa, nieustraszona, gotowa zawsze do celów swych ludzi za gardło brać, albo im oczy wydrapać (…) Z drugiej strony jest to kobieta dobrego serca”, pisała o Ćwierczakiewiczowej Eliza Orzeszkowa
- U schyłku życia Lucyna Ćwierczakiewiczowa wywołała skandal, pisząc tekst pt. „Sylwetki moich panien do towarzystwa”
Małżeństwo tylko z Ćwierczakiewiczową
Książka „365 obiadów za 5 złotych” Lucyny Ćwierczakiewiczowej ukazała się po raz pierwszy prawie 160 lat temu. Powstała z myślą o ówczesnej klasie średniej, żeby ta mogła gotować tanie, proste i efektowne obiady z tego, co akurat dostępne pod ręką. Sezonowe, cztero-, pięcio-, a nawet sześciodaniowe. Swoje opus magnum Ćwierczakiewiczowa wydała 20 razy i sprzedała w ponad 100 tys. egzemplarzy. Tytanka pracy, najpoczytniejsza autorka II połowy XIX wieku (no, przynajmniej do czasu „Trylogii” Sienkiewicza), zadawała porażkę także Prusowi, a on pisał w prasie, że do zawarcia małżeństwa niezbędne są trzy warunki: pełnoletność obojga, ich nieprzymuszona wola i „365 obiadów” Ćwierczakiewiczowej. Przyjaźnili się. Do czasu.
Nie psuć harmonią ogólną
Ćwierczakiewiczowa: metr pięćdziesiąt wzrostu, przysadzista sylwetka, kawał charyzmy. Zdeterminowana, prąca do sukcesu, sprawnie monetyzująca otrzymane talenty, miała wielu wrogów swoich osiągnięć – no i despotycznego charakteru. Widziano w niej przekupę, megierę, babę nad baby, herod-babę właściwie. „Oj, herod to jakich mało. Ruchliwa, krzykliwa, nieustraszona, gotowa zawsze do celów swych ludzi za gardło brać, albo im oczy wydrapać (…) Z drugiej strony jest to kobieta dobrego serca”, pisała Eliza Orzeszkowa. Miała z Ćwierczakiewiczową głośną wymianę zdań o plackach: „ach, to pani pisze o plackach” (Orzeszkowa) – „a pani pod placki” (Ćwierczakiewiczowa). Pod plackami były blachy wyłożone skrawkami gazet, w których publikowała pisarka. Ćwierczakiewiczowa język miała cięty, riposty błyskawiczne.
Szarlotka z jabłek pieczonych. Upiec jabłka w piecu, obrać ze skórki i pestek, wymieszać z cukrem, skórką cytrynową, pomarańczową lub cynamonem. Wziąć kwaterkę mąki i tyle wgnieść w tę mąkę masła młodego, ile przyjmie w siebie, i łyżkę cukru, rozwałkować cienko, wysmarować i wysypać rondel bułeczką; wyłożyć tym ciastem, a w środku jabłka, przekładając gdzieniegdzie konfiturami i skórką pomarańczową, w cukrze smażoną; przykryć ciastem i wstawić w piec dobrze ciepły
Była też pozytywistką, propagującą scjentyzm i emancypacyjne idee. W swoich publikacjach, jak np. w „Poradniku porządku i różnych nowości gospodarczych”, głosiła przekonanie, że nauka gospodarstwa to właśnie nauka, czyli dyscyplina badawcza. Że bycie wykształconą kobietą ułatwia wypełnianie obowiązków domowych, bo „tylko kobieta prawdziwie inteligenta i moralna zdolna jest zarządzić domem z korzyścią dla rodziny i domowników. Dom jest to małe państwo, w którem nieumiejętne zastosowanie szczegółowych sprężyn utrzymujących całość, psuje harmonią ogólną” – pisała, jak to ona, z żelazną logiką.
Nakłaniała kobiety do zarabiania, niezależności, brania spraw we własne ręce. „Kobieta powinna być przygotowana na wszystko i w każdem położeniu, w jakim ją los postawi”. I udowadniała, że zarabianie wcale trudnym być nie musi. Wystarczy choćby wiedzieć, jak hodować jedwabniki.
Protestanckie wychowanie, dziewczyńskie wykształcenie
Pragmatyzm, zamiłowanie do pracy i przedsiębiorczość Lucyna wyniosła z protestanckiego, a dokładnie kalwińskiego domu. Ojciec Fryderyk Bachman był radcą prawnym w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Matka Henrietta – panią domu. Lucyna urodziła się 17 października 1826 roku. Miała starszą siostrę Konstancję, na której życie – z niewiadomych przyczyn – spuściła zasłonę milczenia i również starszego brata Karola. Prawnika, który według plotki za kołnierz nie wylewał i od domów publicznych nie stronił. Popełnił samobójstwo. Ojciec umarł, gdy Lucyna miała 6 lat. Rodzina za jego zasługi dostała tytuł szlachecki, zaś Henrietta ponownie wyszła za mąż.
Lucyna von Bachman odebrała domowe, typowo dziewczyńskie wykształcenie (z akcentami na granie na pianinie, śpiewanie, tańce i poruszanie się z gracją), nad którego powierzchownością bolała, zazdroszcząc bratu sensownych studiów. Po raz pierwszy wyszła za mąż, mając zaledwie 18 lat. Zaaranżowane małżeństwo z ziemianinem Feliksem Staszewskim, okraszone zdradami męża i nieznośnym życiem na prowincji, szybko się zakończyło. Choć i z niego Lucyna wyciągnęła nie tylko osobistą naukę. Poznała realia życia wiejskiego, kołtuny na niemytych głowach, wszechobecny brud i brak higieny, które prowadzą do chorób. Zaobserwowała tradycje ziemiańskie do wdrożenia w miejskich gospodarstwach domowych (jak np. szczegółowe prowadzenie buchalterii).
Drugie małżeństwo z inżynierem Stanisławem Ćwierczakiewiczem, pracownikiem biura paszportowego w Warszawie, które Lucyna zawarła mając 25 lat, było już takie, jak powinno. Czyli przypuszczalnie spokojne, bo i Stanisław był mężczyzną łagodnym, kochającym i potrafiącym tonować wiele ekstrawagancji żony. To on tłumaczył jej, że nie można ludziom wygarniać wszystkiego w twarz. Że popisowe numery Lucyny – jak na przykład wypisywanie swojego „autografu” na zakurzonych meblach czy fortepianie i dopytywanie potem pani domu, czy ów podpis widziała – nie są godne pochwały. Że swoją bezkompromisową szczerością, ale i złośliwością, narobi sobie wrogów. Faktycznie, narobi.
W pierwszym małżeństwie Ćwierczakiewiczowa poroniła. Ze Stanisławem adoptowali córkę.
Zarobić 84 tys. rubli
Pierwszą książkę, „Jedyne praktyczne przepisy wszelkich zapasów spiżarnianych oraz pieczenia ciast”, wydała w 1858 roku – za pożyczone pieniądze. Można w niej było znaleźć przepisy na 48 typów konfitur, w tym z sałaty (!), nic więc dziwnego, że nakład szybko się rozszedł. Dwa lata później drukuje, własnym sumptem, „365 obiadów za 5 złotych”. Książka błyskawicznie zostaje uznana za absolutny niezbędnik każdej gospodyni. Kariera nabiera rozpędu, nie mijają trzy lata, a w Warszawie każdy już wie, kim jest Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Zwłaszcza że to kobieta, która lubi bywać i być widoczną. Na balach, przedstawieniach, przyjęciach. I ciągle załazi komuś za skórę.
Rosół rumiany. Wziąść mięsa dobrego krzyżowego ile potrzeba, rachując jednak do takiego rosołu więcéj jak po pół funta na osobę, najmniéj trzy ćwierci, i pokrajawszy na kawały, nie płócząc go wcale jak zwykle na rosół, włożyć w rondel, podłożywszy kawałkiem świéżego łoju wołowego, dołożyć parę rumianych upieczonych poprzednio cebul i parę marchwi i nie podlewając z początku nic, zrumienić mięso dobrze jak na pieczeń, potém podlać nie wiele wody i jeszcze gotować żeby sos był rumiany. Wtedy zalać w tym samym rondlu wodą i gotować jak zwykle się rosół gotuje. Po odebraniu zaś czyli przecedzeniu rosołu włożyć rozmaitych jarzynek pokrajanych wraz z włoszczyzną i gotować jak się zwykle rosół gotuje. Jeżeli nie dużo jest jarzyn, to można na tym rosole gotować kluski francuzkie, pulpety lub podać ryż osobno gotowany.
Do śmierci w 1901 roku wyda jeszcze kilka poradników, przez blisko 30 lat będzie redagować w tygodniku kobiecym „Bluszcz” „Przegląd Mód” (z działem porad gospodarskich i kulinarnych), za modowy wzór stawiając czytelniczkom paryżanki i ich umiar. W 1875 roku realizuje kolejny pomysł: „Kalendarz. Kolęda dla gospodyń”. To publikacja edukacyjna, tematycznie przekrojowa – można w niej było poczytać o zdrowiu i higienie, nowinkach technicznych ze świata, zajrzeć do kącika literackiego, a nawet znaleźć adresy szpitali, pierwszorzędnych hoteli i otrzymać garść porad dla przedsiębiorczych kobiet. Kalendarz Ćwierczakiewiczowa będzie wydawać przez 24 lata, zamieszczać w nim reklamy i zmiatać konkurencję.
Na książkach do 1883 roku zarabia 84 tys. rubli, czyli równowartość jakichś czterech, całkiem przyzwoitych, majątków ziemskich. I jeszcze każe dziennikarzowi „Tygodnika Powszechnego” rozgłosić tę informację.
Żyć jak Benjamin Franklin
Ćwierczakiewiczowa to kobieta czynu, biznesu, z głową otwartą na każdą informację, obeznana w europejskich trendach. Testerka najróżniejszych rozwiązań. Wie, jak zrobić puder ryżowy, przez 20 godzin przewozić mięso w największym upale (bez najmniejszego dla jego świeżości uszczerbku), jakie rośliny zimą trzymać w salonie, jak zrobić mydło z odpadków tłuszczu czy domowy barometr. Sławi wodolecznictwo (poprzez wody picie i częste kąpiele), nawołuje do ruszania się, dbania o zęby, częstego prania bielizny i pościeli, czyszczenia sukien natychmiast po przekroczeniu progu domu. Powtarza, że czystość i higiena to sprawy najważniejsze w każdej gałęzi gospodarstwa domowego. Wie, jakie mięsa są strawne, a jakie nie (wszystkie kiełbasy). Krótko mówiąc: jak na XIX wiek upowszechnia zagadnienia kompletnie rewolucyjne.
Wielokrotnie powtórzy, że sukcesu nie odniosłaby, gdyby nie rygorystyczne trzymanie się planu na codzienność i wstawanie skoro świt. W jednym z poradników za przykład stawia czytelniczkom rozkład dnia „jednego z najpotężniejszych umysłów zeszłego wieku” -Benjamina Franklina i jego słowa: „każda rzecz powinna mieć swoje pewne miejsce, a każda praca swój właściwy czas”. Dzień najlepiej więc witać o 5 rano.
Krotofile z 36 pannami
U schyłku życia los przestaje Lucynie sprzyjać. Odwraca się od niej nawet Prus, jej wielki sojusznik, odwracają intelektualiści epoki, którzy dotychczas rozkoszowali się wydawanymi przez Ćwierczakiewiczową, w jej mieszkaniu przy Królewskiej 3, czwartkowymi obiadami. Bledną patriotyczne zasługi i występy krewkiej innowatorki – jak ten, gdy duchownego katolickiego, arcybiskupa Felińskiego, nawołującego do lojalności wobec cara, przeklęła publicznie do trzeciego pokolenia (!).
Miarka się przebrała. Wybucha skandal.
Wiśniówka prędzéj do użycia. W garncowy gąsiorek wlać najlepszego spirytusu pół garnca, zrobić syrop z 2 funtów cukru, maczając tylko cukier tak, żeby tego syropu było nie więcéj jak dobre pół kwarty, włożyć 10 goździków, wymięszać doskonale i napełnić do pełna cały gąsiorek wiśniami czarnemi zupełnie dojrzałemi nieco potłuczonemi tak, aby pestki niektóre były pęknięte. Może stać ze dwa tygodnie na słońcu, a będzie wyborna do użycia.
W kalendarzu na rok 1899 Lucyna Ćwierczakiewiczowa opublikowała tekst autobiograficzny, zatytułowany „Sylwetki moich panien do towarzystwa”. Opisała w nim swoje „krotofile z 36 pannami”, które przez 16 lat po śmierci męża Lucyny przewinęły się przez jej dom. Panny w założeniu miały zastąpić towarzystwo córki, którą wydała za mąż. Kreśląc ich obraz, Ćwierczakiewiczowa odmalowała przede wszystkim własny, nieszczególnie sympatyczny portret. Kobiety lubiącej piękne kobiety, która pisze: „brzydką tylko w ostateczności wzięłabym”. Pani bez skrupułów rozliczającej każdy „egzemplarz” (jak nazywa dziewczęta) z wad i zalet. Uszczypliwa i złośliwa Ćwierczakiewiczowa, nazywa dziewczyny głupiutkimi, skąpymi, niezgrabnymi, wstrętnymi starymi pannami, latawcami, złodziejkami, ladacznicami. Jeśli o niektórych pisze z życzliwym sentymentem, to równocześnie w tonie nieznośnej protekcjonalności. W końcu to służące. Pozbawione praw, niewiele też dla swoich pracodawców znaczą, bo ci, jak Ćwierczakiewiczowa, uważają potencjał dziewcząt za raczej nikły. „No 8. Egzemplarz bardzo miły była ta Władzia, ale jak wszystkie w ogóle panny bez prawdziwego wykształcenia, więc i bez inteligencji, co prawie zawsze idzie jedno z drugim w parze”.
Wypomnieli wszystko
Dlaczego takie słowa pisze kobieta, która walczy o samodzielność i niezależność innych kobiet? Emancypacja nie dla wszystkich? Zapewne tak. Dodajmy tylko, że pomysły Ćwierczakiewiczowej na prowadzenie perfekcyjnego domu i gotowanie wielodaniowych obiadów mogły być wcielane w życie tylko dzięki pomocy służby i kucharek. Lucyna uważała, że „pomoc w domu jest do życia niezbędna jak powietrze”, a pracę służby trzeba dokładnie zaplanować, „żeby każdy wiedział, co robić, a pracą przeciążony nie był”. Chociaż tyle.
Tekścik, niewinny i zabawny, jak sądziła Ćwierczakiewiczowa, jest iskrą, która wywołuje pożar. Prasa publikuje słowne i rysunkowe karykatury Lucyny i wypomina jej wszystko: zarobki, reklamy, niewyparzony język, niepotrzebną szczerość, wyśmiewanie wad innych. Nawet Prus pisze w „Kurierze Codziennym”, że Ćwierczakiewiczowa jest wścibską ekscentryczką, która szpieguje, podpatruje, a potem opisuje „z bardzo niewłaściwymi uwagami”.
Skandal kosztował. Lucyna Ćwierczakiewiczowa odeszła z życia publicznego. W lutym 1901 zmarła na zapalenie płuc. Jeszcze przed śmiercią miała pomysł na nowy biznes – chciała otworzyć manufakturę suszu owocowego. Pochowano ją skromnie i bez ponoszenia wielkich kosztów, zgodnie z jej ostatnią wolą.
Pisząc tekst autorka korzystała m.in. z książki Marty Sztokfisz, „Pani od obiadów. Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Historia życia” (Wydawnictwo Literackie).
A teraz kolej na znane wszystkim źródło: Wikipedia. Znajdziemy w niej nie tylko życiorys Lucyny Ćwierczakiewiczowej ale też jej najbardziej znane powiedzenia:
Lucyna Ćwierczakiewiczowa (1829–1901) – polska autorka książek kucharskich.
365 obiadów
- Dziś nauka poszła dalej, bo i szumowania rosołu zaniechano: szumowiny same opadają na spód.
o Źródło: wyd. Jan Fiszer, Warszawa 1898, s. 5.
o Zobacz też: rosół
- Świeżość i wybór dobrego prowiantu jest pierwszym warunkiem dobrej kuchni, bo ze złych rzeczy nic dobrego wytworzyć nie można.
- Źródło: Słówko moje w: 365 obiadów za pięć złotych, wyd. Jan Fiszer, Warszawa 1898, s. 5.
Oraz dwie wypowiedzi o Lucynie Ćwierczakiewiczowej:
- Kobieta z gatunku tych, którym ojcowie nasi dali miano herod-baba. Ruchliwa, krzykliwa, nieustraszona, gotowa zawsze do celów swych ludzi za gardła brać albo im oczy wydzierać. W biały dzień i na ulicy wyłajać bliźniego może ona tak dobrze, jak przełknąć ostrygę.
o Autor: Eliza Orzeszkowa
o Źródło: alehistoria, 15 lutego 2016
- Do sakramentu małżeństwa potrzebne są następujące kwalifikacje: pełnoletność, wolna a nieprzymuszona wola i 365 obiadów za 5 złotych Ćwierczakiewiczowej.
o Autor: Bolesław Prus
o Źródło: „Wysokie Obcasy” nr 30, 28 lipca 2012
Lucyna Ćwierczakiewiczowa (1829-1901)
Data i miejsce urodzenia 17 października 1829, Warszawa
Data i miejsce śmierci 26 lutego 1901, Warszawa
Zawód, zajęcie pisarka książek kulinarnych i poradników
Narodowość polska
Lucyna von Bachman, primo voto Staszewska, secundo Ćwierczakiewiczowa (ur. 17 października 1829, zm. 26 lutego 1901 w Warszawie) – autorka książek kucharskich i poradników traktujących o prowadzeniu gospodarstwa domowego, publicystka.
Pochodziła z von Bachmanów, rodziny znanej z niepospolitej ekstrawagancji. Córka prawnika, odebrała wykształcenie domowe. Po rozstaniu z pierwszym mężem, obywatelem ziemskim Feliksem Staszewskim, poślubiła inżyniera Stanisława Ćwierczakiewicza.
Znana jest jako autorka książek kucharskich: Jedyne praktyczne przepisy wszelkich zapasów spiżarnianych oraz pieczenia ciast (Warszawa 1858, wyd. ros. pt. Jedinstwiennyja prakticzeskija prawiła dla prigotowlenija wsiakago roda pieczenij, warienij i raznych zapasow na zimu, Petersburg 1874) oraz 365 obiadów za pięć złotych (Warszawa 1860[1]), które doczekały się ponad 20 wydań. Później opublikowała kolejne pozycje: Poradnik porządku i różnych nowości gospodarskich (Warszawa 1876[2]), Naukę robienia kwiatów bez pomocy nauczyciela (Warszawa i Kraków 1879) i inne.
W 1883 roku za wydania swoich książek otrzymała w sumie 84 tysiące rubli, co stanowiło niemal trzykrotną wartość sporego majątku ziemskiego. Wysokie zarobki Ćwierczakiewiczowej stały się tematem dwóch felietonów w pismach warszawskich (w „Kłosach” i „Tygodniku Ilustrowanym”). Pod względem nakładów książki Ćwierczakiewiczowej przewyższały wydania dzieł Adama Mickiewicza czy Słowackiego[3].
W latach 1865-1894 prowadziła dział mody i gospodarstwa domowego w tygodniku „Bluszcz” oraz współpracowała z „Kurierem Warszawskim”. Po 1870 r. prowadziła przy ulicy Królewskiej 3 salon, w którym podejmowała gości przyrządzanymi przez siebie daniami.
Od 1875 r. redagowała popularny kalendarz dla kobiet Kalendarz na rok… Kolęda dla Gospodyń. Podobnie jak w czasopismach, z którymi współpracowała, publikowała w nim porady kulinarne i porady z zakresu gospodarstwa domowego. Jako zwolenniczka emancypacji propagowała samodzielną pracę zawodową kobiet. W części literackiej kalendarza zamieszczała nowele, opowiadania i jednoaktowe sztuki teatralne. Swoimi felietonami przyczyniła się do spopularyzowania walorów Zakopanego.
Zmarła 26 lutego 1901 w Warszawie. Została pochowana na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym (kalwińskim) w Warszawie.
Była popularną postacią dziewiętnastowiecznej Warszawy, bohaterką opowiadań i anegdot, m.in. o jej legendarnej oszczędności, przez którą jej nazwisko zostało żartobliwie przekręcone na „Ćwierciakiewiczową”. Jednym z najbardziej znanych jej sympatyków był Bolesław Prus.
Ćwierczakiewiczowa posiadała nowoczesne, jak na swoje czasy, poglądy na kwestie np. higieny, czystości i zdrowia. Dodatkowy walor realizmu i autentyczności jej poradom dodawał fakt odwoływania się do opinii znanych i cenionych warszawskich autorytetów medycznych (i nie tylko). Zdaniem jednej z badaczek twórczości Lucyny Ćwierczakiewiczowej, Izabeli Wodzińskiej promując zdrową dietę, ruch i gimnastykę, Ćwierczakiewiczowa znacznie wyprzedziła swoją epokę i stała się prekursorką obowiązującego dzisiaj trybu życia[4].
Publikacje
- 365 obiadów / przez Lucynę Ćwierczakiewicz, autorkę „Kursu gospodarstwa dla kobiet”, „Jedynych praktycznych przepisów”, „Poradnika porządku” itd. Warszawa: Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1989. Przedruk techniką fotooffsetową z oryg.
- Baby, placki i mazurki: praktyczne przepisy pieczenia chleba, bułek, placków, mazurków, tortów, ciastek, pierników i.t.p[5] / przez Lucynę Ćwierczakiewiczową. Warszawa: nakładem Jana Fiszera, 1909.
- Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić, czyli Porządki domowe[6] / przez Lucynę C. Wariant tytułu Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić. Warszawa: Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1982. Przedruk typograficzny z oryginału: Warszawa: Gebethner i Wolff, 1887. – Tyt. okładki.: Porządki domowe.
- Jedyne praktyczne przepisy konfitur, różnych marynat, wędlin, wódek, likierów, win owocowych, miodów oraz ciast: według wydania z 1885 roku. Warszawa: „Alfa”, 1985. Przedruk z oryginału: Warszawa: nakład autorki, 1885.
- Nauka robienia kwiatów bez pomocy nauczyciela: z 239 rycinami. Warszawa: nakład autorski: Gebethner i Wolff, 1879
- Obiady, ciasta, konfitury. Rzeszów: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1991. Warszawa. Lwów: nakład i własność Jana Fiszera, 1911.
Przypisy
- Lucyna Ćwierczakiewiczowa, 365 obiadów za pięć złotych, polona.pl [dostęp 2018-10-30].
- • Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Poradnik porządku i różnych nowości gospodarczych, polona.pl [dostęp 2018-10-30].
- • Jan Kalkowski: O autorce „365 obiadów”. W: Lucyna Ćwierczakiewiczowa: 365 obiadów. Kraków: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1985, s. 7. ISBN 83-03-01156-1.
- • Izabela Wodzińska, W walce ze stereotypami. Zdrowie i higiena kobiet w kalendarzach Lucyny Ćwierczakiewiczowej, „Histmag.org”, 24 czerwca 2009.
- • Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Baby, placki i mazurki : praktyczne przepisy pieczenia chleba, bułek, placków, mazurków, tortów, ciastek, pierników itp., wyd. [1908], polona.pl [dostęp 2018-10-30].
- • Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić czyli Porządki domowe, wyd. 1887, polona.pl [dostęp 2018-10-30].
Bibliografia
- Zofia Balicka, Lucyna Ćwierczakiewiczowa, w: Polski Słownik Biograficzny, t. IV, s. 385
- Izabela Wodzińska, Kucharka niepospolita, czyli życie i twórczość Lucyny Ćwierczakiewiczowej,, [w:] Historia zwyczajnych kobiet zwyczajnych mężczyzn, red. Dobrochna Kałwa i Tomasz Pudłocki, Przemyśl 2007.
- Izabela Wodzińska, W walce ze stereotypami. Zdrowie i higiena kobiet w kalendarzach Lucyny Ćwierczakiewiczowej, „Histmag.org”, 24 czerwca 2009.
1 ping